Etykiety

środa, 8 września 2010

U nas "jakotako"




...czyli po japońsku:). Raz jest lepiej, a raz gorzej. Generalnie od dwóch tygodni mamy zawieszenie broni z Korzeckim, jakieś sprzeczki są, ale broń ciężka schowana do szafy. Tak jest lepiej. Zdecydowanie. Mam wątpliwości i obawy co do naszej przyszłości, ale na razie, dla swojego zdrowia psychicznego i dla dobra Jasia dałam sobie więcej luzu. Jasiek to taki mały czujnik. Od razu wyniucha, że coś nie teges.

W ramach "od dziczenia" już dwa razy byłam AŻ dwie godziny poza domem na mini pogaduchach, oraz wybrałam się na koniec świata (czyt. na koniec Warszawy)z wizytą do 9-miesięcznych bliźniaków, oni byli baaardzo zainteresowani Jasiem, a Jaś...miał ich gdzieś:), na razie. Za to ja pękałam z dumy, bo oni wcinali zupkę, a Jasiek deserek i tak samo piknie otwierał dzioba, żadnej różnicy. Synuś za cholerę nie chce zupek, próbowałam już wszystkich firm, sama marchew fuj, oszukaństwo mlekiem nie przechodzi, domieszka ziemniaka bodajże też fuj, robi się blady po łyżeczce i ma piękną cofkę, znaczy się the end. No nic, będziemy próbować...może w końcu zaskoczy. Za to więcej mleka idzie. Może miałyście jakieś zupkowe patenty?. Chętnie się zapoznam:).

Dzisiaj tylko tyle, bo jestem sama, monż wyleciał na dwa dni...ciągle obiecuje, że zluzuje, ale jakoś mu nie wychodzi, od półtora roku nie był na urlopie, no przepraszam, wziął 3 dni wolnego po moim porodzie i ostatnio też 3 dni...z czego połowę pracował, bo coś tam...ja już nie zrzędzę, nie dopytuję, zostawiam to jak jest. Prawda jest taka, że ja po macierzyńskim nie mam gdzie wracać, bo moje biuro się wzięło i "zamkło". A poza tym nie miałabym z kim zostawić Jaśka, choćby na parę godzin. Żadnej babci pod ręką, nikogo, a obcym ludziom nie ufam. Tak więc monż ora na nas póki co, a ja gęba w kubeł, bo przecież jakieś diengi musimy mieć na życie. I co z tego, że mi czasami ciężko i źle. Pocieszam się tylko, że nie ja jedna, choć przyznam szczerze, że takiej faken szitowej sytuacji to nie ma żadna z moich "znajomych". Chciałabym mieć kogoś blisko do pogadania. Może to śmieszne, ale boję się zostawać z Jasiem sama np. na noc. Boję się, że COŚ może się zadziać, a ja nie miałabym się do kogo zwrócić o pomoc i takie tam. Coraz częściej więc żałuję, że tak daleko wyjechałam od rodziny. Gdybym była w swoim rodzinnym mieście to wzięłabym wózek i chodu do mamy, pogadałabym, zostałabym z Jasiem na noc i nie byłoby tak strasznie. No to teraz możecie się ze mnie śmiać.
A na deser Jaś, prawie półroczniak. Zdjęcia z komórki więc jakoś taka se...

7 komentarzy:

  1. Ja też na początku bałam się zostać sama z Jankiem na noc. Tyle, że właśnie mam ten komfort i rodzinę blisko. Oni chcieli przyjść, ale stwierdziłam, że dam radę i jakoś tak poszło. Będzie dobrze Myszaczku i dasz radę dla swojego Jasieńka. A że czasem trzeba wybuchnąć i się wypłakać - po to też tu jesteśmy. Całusy dla Was. Jasieniek superaśny =)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aguś, no ja tak właśnie się spinam i sama siebie dopinguję, że przecież TO TYLKO NOC szybko minie i zaraz następny dzień...a dla Jasia muszę być dzielna:). Buziaki dla Was:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jasieczek cuuuudeńko :))) Podobny do Ciebie ! Rzeczywiście masz sytuację nie do pozazdroszczenia , ale Jaś szybko podrośnie i będzie lepiej . MUSI byc lepiej !
    Ps. Mój blog jest ukryty wysłałam ci mailem hasło

    OdpowiedzUsuń
  4. dasz rade Myszaku,MUSISZ. To wszystko jest przejściowe i im Jaś będzie starszy tym będzie Wam lepiej. Obiecuję :)
    buziak
    druga żona

    OdpowiedzUsuń
  5. Myszaku - niestety, ale Ty będziesz miała cholerne problemy, że opędzić się od panienek zakochanych w Twoim Syneczku. Jasiek ma tak piękne oczy, że nie jedno serce złamie ;))))
    A Wasze z Korzeckim problemy, to chyba jednak jego nawał pracy. Wam są potrzebne, bardzo potrzebne wakacje we trójkę - z dala od domu i od pracy. I czas tylko we troje (a częściowo we dwoje). Pracoholizm, nawet uzasadniony Twoim brakiem pracy da się wyleczyć ;) Ja mojego Męża tego nauczyłam, myślę, że Korzeckiego też sie da :) Buziaki dla Ciebie i dla Twojego małego uwodziciela (napatrzeć się nie mogę)

    OdpowiedzUsuń
  6. na pierwszym zdjęciu bardzo podobny Jaś do Ciebie;-)) Moje dzieci zdecydowanie najbardziej lubiły zupki własnej roboty niestety, do tego stopnia, że jak wyjechaliśmy to 8 miesięczna córa wisiała mi tylko przy cycu. A Piter jadał zupki tylko z dodatkiem jabłka, ale wyrósł z tego:-)) Też byłam sama, najpierw z jednym potem z dwojgiem dzieci, ale dzieci urosły a ja przestałam walczyć o wracanie wcześniejsze męża ale urlopujemy razem dwa razy w roku;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jasiek to już taki mały chłopak! I do tego jaki fajowy i mięski hihi

    buziole dla Was

    OdpowiedzUsuń