Etykiety

piątek, 26 listopada 2010

Ech, jo...

...westchnął krecik...I znowu przepadłam?. Nie...to nie tak...po prostu tak zmęczona jestem, że padam na twarzoryja i ju...W związku raz lepiej, a raz gorzej, taka górska kolejka, generalnie pominę temat milczeniem, bo dzisiaj nie o tym chciałam. Dzisiaj osłodzę me znikniecie fotami synula (moje nju luk szlag trafił, ale za niedługo znowu jadę) i njusami typu: mamy 3 zęby, czwarty jest tuż tuż. Aaa...wczoraj Jasiul skończył 8 miechów!. Kawał chłopa, dosłownie i w przenośni...waży już jakieś 9300/9400. Co jak co, ale jeść i spać to on lubi, ciekawe po kim?. Po mamuni rzecz jasna, podobny bardziej zresztą jest do mnie, choć to się zmienia, raz jest Ania, a raz Korzecki niecnota. Generalnie przewaga mamuni, łącznie z grupą krwi, charakterkiem...hm. Taka scenka na ten przykład. Na koniec jakiegoś podłego dnia już mi nerw puścił i uniosłam głos, intonacja przykuła uwagę krecika...patrzy, patrzy, mi już rurka mięknie, a on do mnie...YYY, YYY, krzyczy. No tak, trafiła kosa na kamień, jak ja dostane nie zasłużoną w mojej ocenie, to od razu jest odzew. Co było dalej?. W śmiech obydwoje:). A czemu krecik?. A temu, że jak się budzi, czy to rano, czy z drzemki, to słychać...ech, joooajjj, dalej chińszczyzna, jak nie nadchodzę podejrzanie długo z żarełkiem rzecz jasna, to słychać, ejjjjj!!!. Znak, że cierpliwość synusiowi się kończy. I mogłabym tak o nim w nieskończoność, ale może na dzisiaj wystarczy?. Resztę niech foty dopowiedzą:)